Drodzy dobroczyńcy misji!
Czas „pędzi” jak szalony i nie wiedzieć kiedy minęło już kilka miesięcy od ostatnich wieści wysłanych do Was z naszej parafii. Od Uroczystości Bożego Narodzenia sporo się u nas działo… Zorganizowaliśmy pierwszy parafialny festyn z meczami, grami i zabawami, rozdaliśmy przy tym sporo nagród, a największą popularnością cieszyły się okulary przeciwsłoneczne z filtrem, których sporą ilość podarowali mi pan Sławek Skrzyniarz z żoną, jeszcze podczas mojego ostatniego urlopu w Polsce.
Co ważne, przybyło już sporo ludzi, którzy identyfikują się z parafią św. Jana Pawła II. Zapisujemy ich imiona i nazwiska, zachęcamy, żeby angażowali się w różne parafialne grupy(w ostatnim czasie przybyły dwie – św. Wincentego á Paulo i Foyer Chrétien, czyli mniej więcej odpowiednik naszych „Kręgów biblijnych”). Zresztą pisałem już kiedyś o tym, że szczególnie do znalezienia dla siebie miejsca w którejś z grup nie trzeba tutejszych katolików zbyt szczególnie zachęcać. Bardzo lubią się zrzeszać, a jeszcze bardziej tytułować wieloma tytułami, które przysługują im ze względu na pełnione dla grupy funkcje. Są więc szefowie, zastępcy, sekretarze, skarbnicy itd. Problematyczne jest jedynie to, że jeśli ktoś pełnił już jakąś ważną funkcję lub po prostu zżył się ze swoją grupą i coś w niej znaczy, to nawet zmieniając miejsce zamieszkania – to jest tutaj częste – nie chce opuścić grupy. To prawda, że nasza mała parafia nie ma jeszcze wszystkich grup, które funkcjonują w stolicy, ale można by tę sytuację porównać do polskiego parafianina, który zmienił miejsce zamieszkania, a więc i parafię, ale ciągle jeszcze należy do jakieś grupy w swojej poprzedniej parafii. Nie trzeba wyjaśniać, że osłabia to jego więzi z jego nowym miejscem życia, o czym zresztą przekonywał ludzi kardynał Nzapalainga, w czasie jego grudniowej wizyty. Codzienne życie parafialne skupia się właśnie w dużej mierze wokół grup. To tam ludzie formują się i trzeba przyznać, że to właśnie głównie uczestnicy tych różnych grup są często – a niektórzy nawet codziennie – na Eucharystii. To na nich możemy też liczyć, jako „conseiller’ów”, czyli członków Rady Parafialnej. Wiele więc rzeczy strukturalnych, jeśli chodzi o parafię, „poszło” w ostatnim czasie do przodu. Regularnie odwiedzamy chorych, a dzięki otrzymanemu od „Miva Polska” we współpracy i z udziałem finansowym naszej tarnowskiej diecezji małemu samochodowi, możemy bez trudów wjeżdżać w nawet największe zakamarki naszej parafii. Domy niektórych chorych są bowiem dość sporo oddalone od centrum misji. Próbujemy także „zawiązać” grupę ewangelizacyjną, która mogłaby od czasu do czasu pomagać w różnych animacjach „w terenie”. Już raz udało nam się coś takiego przeprowadzić, czyli pojechać do najbardziej uczęszczanych przez ludzi miejsc, czy skrzyżowań dróg, by odczytać dla nich Słowo Boże, podzielić się krótkim komentarzem, śpiewać i ogłaszać to, co nasza parafia dla nich organizuje. Marzy się nam, żeby w każdym „quartier”, czyli każdym osiedlu mieć przynajmniej jedną osobę, która byłaby takim łącznikiem pomiędzy ludźmi tam mieszkającymi a parafią. Nie jest to ani łatwe, ani oczywiste, bo religii, czy chrześcijańskich podziałów, a także sekt jest tutaj jak wszędzie w RCA „od groma”.
Po czasie takiej „zwykłej” parafialnej pracy, którą wciąż jeszcze czasem łączyliśmy z pomocą i wyjazdami do wiosek parafii św. Antoniego z Padwy, przyszedł czas Wielkiego Postu. Piękny czas, który jak wszędzie na świecie rozpoczęła Msza Święta w Środę Popielcową. Ten znak popiołu jest dla miejscowych ludzi niezwykle istotny. Trochę szkoda, że dla wielu nawet istotniejszy od Mszy Świętej, ale cóż… „nie od razu Kraków zbudowano”. W każdym razie wielu ludzi przyszło na Msze Święte(wyjątkowo poranną i wieczorną). Zresztą od Bożego Narodzenia odprawiamy dla ludzi już nie jedną, a dwie Msze Święte w każdą Niedzielę. Wielki Post to także czas, gdy więcej rozmyślamy o dziele odkupienia człowieka, którego Chrystus dokonał na krzyżu. Z bardzo dobrym przyjęciem spotkały się organizowane „w terenie” co piątkowe nabożeństwa Drogi Krzyżowej. Zaczynaliśmy w jednej z wielu dzielnic naszej parafii i szliśmy w kierunku kaplicy, tak by zakończyć błogosławieństwem właśnie w „centrum” parafii. Za każdym razem organizacja była coraz lepsza. Stacje zaczęto znaczyć „trotami”. Ludzie wcześniej rysowali krzyż i cyfrę, oznaczając w ten sposób stację, by nie było wątpliwości gdzie się zatrzymać. Nasi parafianie chętnie też wrzucali pieniądze do puszki, które przy okazji tych nabożeństw, już tradycyjnie we wszystkich parafiach zbiera się dla biednych ludzi. Grupa św. Wincentego zajmuje się później dystrybucją zakupionych darów, a także darów, które niektórzy ludzi składają w czasie Wielkiego Postu zamiast pieniędzy. To budujące, że biedny też potrafi podzielić się z jeszcze biedniejszym. Byłoby bowiem wielką krzywdą traktować tu wszystkich ludzi właśnie jako „biednych”. Tylko wszystko rozdawać, nie prosić o pomoc i nie uczyć, że każdy może dołożyć do dzieła swoją małą „cegiełkę”. Nikt nie lubi przecież być traktowany przedmiotowo, czy „z góry” zaliczany do jakieś kategorii – ale to szerszy temat i nie na ten moment.
Wielkanoc poprzedziła Niedziela Palmowa, a tę parafialne rekolekcje, które poprowadził o. Kordian Merta, który posługuje w RCA od 1990 roku i zna język sango pewnie lepiej niż niejeden Środkowoafrykańczyk. Zapewne wyobrażacie sobie, że ten znak palmy też bardzo przypadł do gustu Afrykańczykom. Pięknie więc wyglądała procesja, ludzie z uwagą słuchali opisu „Męki Pańskiej”, czytanego z podziałem na role. Niektórzy nawet głośno przytakiwali, dziwili się, lub wzdychali, zależnie od tego o czym w Ewangelii była mowa. Sporo wysiłku włożyliśmy w to, żeby przygotować grupy liturgiczne do obchodów „Triduum Sacrum”. Niewiele osób miało już wcześniejsze doświadczenie uczestnictwa w tych najważniejszych dniach w roku liturgicznym. Udało się to z różnym skutkiem, ale jesteśmy zadowoleni z dużego zaangażowania ludzi i także ich licznego udziału we wszystkich etapach tej pięknej Liturgii tworzącej jedną całość.
„Christ a zingo na kwa, alleluia” – „Lo zingo biani, alleluia”. „Chrystus zmartwychwstał, alleluja” – „Prawdziwie zmartwychwstał, alleluja”. Tego zawołania uczyliśmy naszych parafian. Z paschalną nadzieją patrzymy w przyszłość i to, co przyniesie dla naszej misji, która ma już – dzięki Bogu i wielu ludziom – mur i dzwonnicę, a lada moment zakończą się pracę przy kanale, który będzie odprowadzał ogromne ilości spływającej do nas z wyżej położonych sąsiednich terenów wody i przy toaletach dla ludzi, uczestniczących w liturgii, czy przychodzących na spotkanie grup parafialnych. Trosk i organizacyjnych „zagwozdek” nam oczywiście nie brakuje, ale jak Pan Bóg da, to wszystko będzie „szło” swoim rytmem do przodu. Dopóki w kraju-pomimo oczywistych problemów natury społeczno-politycznej- nie ma jakichś większych rozruchów i rebelia nieco ucichła, dziękujemy Bogu i możemy spokojnie pracować. Zdajemy sobie dobrze sprawę, jakie nastroje panują teraz w Polsce, śledzimy i modlimy się(także z parafianami) o pokój na Ukrainie i o nawrócenie Rosji. Dziękuję z serca wszystkim, którzy się za mnie, za nas modlą i w ten sposób uczestniczą żywo w tej powierzonej nam przez Kościół misji. Dziękujemy też p. Kazimierzowi Gawrysiowi, który jako wolontariusz świecki pomagał nam przez 6 miesięcy w przeróżnych pracach, wracając do ojczyzny tuż przed Wielką Nocą. Nie zapominamy przed Panem o naszych dobroczyńcach. Z Bogiem!